Za nami koncert grupy British Lion w gdańskim klubie B90, na której czele stoi legendarny basista i założyciel jednego z najważniejszych zespołów heavymetalowych na świecie Iron Maiden. Jak było? O tym słów kilka poniżej!
British Lion to projekt, który jest odmienny od Iron Maiden, jednak bez najmniejszych wątpliwości to właśnie dla fanów Żelaznej Dziewicy stanowi on niesamowitą gratkę. Jest to bowiem dzieło twórcy i głównego kompozytora Maidenów – Steve’a Harrisa. Koncert tego zespołu dla słuchacza oznacza zatem jedno – możliwość zobaczenia tego znakomitego Artysty z bliska, podczas klubowego koncertu, co w przypadku Iron Maiden raczej nie będzie już możliwe.
Jako dziennikarz muzyczny jestem oczywiście ogromnym muzycznym maniakiem i fanem, dlatego z niemałym entuzjazmem ruszyłem na koncert człowieka, który tworzy jeden z najważniejszych dla mnie składów w historii. Z pewnością jak większość osób miałem nadzieję na spotkanie tego genialnego Artysty, wymianę kilku zdań i zdobycie pamiątkowego autografu. Wszystko okazało się jednak o wiele bardziej niezwykłe, ale o tym za moment. Najpierw mała rozprawka o samym koncercie.
Voodoo Six
Podczas trasy Steve’a Harrisa z British Lion publikę rozgrzewa grupa Voodoo Six, która ruszyła niemalże punktualnie i chociaż ludzie z pewnością nie na nich czekali tego wieczoru, Muzycy robili wszystko, aby przekonać widownię do siebie i….w moim odczuciu udało im się! Energii na scenie nie brakowało, a basista wychodził niejednokrotnie przed szereg i momentami zachowywał się jak jego starszy kolega, który był powodem wizyty dla większości zgromadzonych w B90 fanów – Steve Harris. Drugą najbardziej ruchliwą postacią był tutaj wokalista, który starał się zachęcić ludzi do wspólnej zabawy. Poświęcił on także chwilę na wspomnienie tragedii, która miała miejsce w zeszłym roku w paryskim klubie. Podkreślił, że wszyscy tutaj jesteśmy i nie damy się zastraszyć i nic tego nie jest w stanie zmienić.
Koncert Voodoo Six był bardzo dobrą rozgrzewką przed występem gwiazdy wieczoru. Po ich koncercie przyszedł czas na British Lion, na którego czele stoi legendarny Steve Harris!
Steve Harris British Lion
Już przed pojawieniem się na scenie Steve’a Harrisa i spółki na scenie było widać jak widownia nieco zagęściła się pod sceną. I chociaż nie była to frekwencja, której można by się spodziewać przy wizycie tej rangi muzyka, wszystko sprawiło, że występ był o wiele bardziej kameralny i nadało mu dodatkowego uroku.
Po krótkim intrze na scenę dosłownie wbiegli Artyści, a publika powitała ich bardzo entuzjastycznie. Sceną zawładną oczywiście Steve Harris, który w jakimś stopniu kradł show reszcie ekipy, chociaż charyzmy nie można odmówić także wokaliście zespołu, którym jest Richard Taylor. Reszta składu była nieco bardziej statyczna, chociaż cały czas nawiązywała kontakt z fanami różnymi gestami i znakami. Wśród utworów, które pojawiły się w setliście znalazły się oczywiście numery znane słuchaczom z jedynego do tej pory wydawnictwa składu British Lion oraz kilka kompozycji, które nie zostały wydane na żadnym krążku.
Wokalista regularnie przemawiał do publiczności. Pochwalił się także, że wraz z zespołem i kilkoma fanami mieli okazję zwiedzić trochę Gdańska (o tym trochę więcej za moment…) i naprawdę spodobało się im to miasto. Dodatkowo wspomniał rozmowę z jednym z fanów, który podkreślił, że dla wielu ludzi muzyka to zew wolności i uniwersalny język.
Całe show było bardzo dobrze odebrane i nie można było tutaj odmówić rock’n’rollowej energii, jednak fakt braku bisów pozostawił lekki niedosyt dla wielu osób. Oczywiście widownia mogła zobaczyć Harrisa w pełnej formie z bliska, który tradycyjnie “strzelał” z basu i biegał po całej scenie, kradnąc tym samym show. Chociaż nie powiedział on podczas koncertu nawet słowa, to on był tutaj na czele i przerastał pozostałych o kilka stopni, chociaż reszcie Artystów współtworzących skład British Lion nie można odmówić umiejętności.
Po koncercie tłum fanów wyczekiwał krótkiego spotkania z ikoną heavymetalu przy odpowiednio ustawionych przez managment Artysty ze względów bezpieczeństwa barierkach. Czy doczekali się? Zapewne, a wspomnienia i pamiątki dla wielu będą bezcenne.
Wracając jednak do tego co działo się przed show, a mianowicie spotkania z Harrisem i krótkiego oprowadzenia po Gdańsku…..
Steve Harris i British Lion zwiedzili z fanami Gdańsk!
Jako ogromny fan Iron Maiden i twórczości Steve’a Harrisa nie mogłem sobie podarować próby spotkania z idolem, zamienienia kilku słów oraz zdobycia pamiątkowego autografu oraz zdjęcia. Co naturalne przy tego rodzaju wydarzeniach na ten sam pomysł wpadło więcej fanów.
Na jeszcze jakieś kilka godzin przed koncertem w nadziei, że uda się spotkać Harrisa i spółkę wspólnie z kilkoma osobami mieliśmy to szczęście i doczekaliśmy się ekipy zespołu. Oczywiście głównym celem była wymiana kilku zdań, zdobycie autografu oraz zdjęcia. Ponieważ Artyści okazali się bardzo przyjaźni i otwarci, padła propozycja wspólnej wyprawy do centrum Gdańska i zaprezentowania im trochę miasta. Brytyjskie Lwy bez problemu zgodziły się na propozycje i….wspólnie z nimi mieliśmy okazję pospacerować po sercu miasta, jednocześnie rozmawiając i przybliżając im niektóre miejsca. Steve Harris i ekipa byli zachwyceni widokami, a za gościnę postanowili także podziękować wpisem na swoim fanapage. Ponieważ nie chcieliśmy psuć wyprawy i tworzyć z tego niesamowitej relacji, wstawiam tylko dwa pamiątkowe zdjęcia z przechadzki.
Teraz pozostaje mieć tylko nadzieje na szybki powrót składu British Lion do Polski oraz oczywiście wyczekiwać wizyty Iron Maiden!
Up The Irons!
Czołem! Z uśmiechem przeczytałem niniejszą relację. Wymaga drobnego uzupełnienia:
Po pierwsze, większość obecnych na koncercie osób została po nim w oczekiwaniu na Steve’a. I doczekała się, po ok 40 minutach Steve i część członków Lwa wyszła do ludzi. Ustawiła się kulturalna kolejka, nikt się nie pchał, artyści byli cierpliwi i ponad godzinę (czekałem prawie na końcu, rozmawiając ze znajomymi fanami) zajęło im fotografowanie się i podpisywanie gadżetów.
Po drugie, koncert zawierał bis, jak każdy na tej trasie, stanowiły go dwa ostatnie numery. Liczba zagranych utworów (i ich kolejność) była nie mniejsza i nie większa jak gdzie indziej. Taka to już „spontaniczność” rodem z Iron Maiden… 😉 Zapewne można obwiniać o nią Steve’a, chociaż czy on sam jest aż tak mało spontaniczny?
Na to pytanie nie znam prostej odpowiedzi. Albowiem na moją propozycję pomocy w zawiezieniu chłopaków do centrum Gdańska i pokazaniu im w skrócie tego, co w nim najpiękniejsze, Steve bez wahania odpowiedział najprostsze, a dla mnie zupełnie niesamowite – po 30 latach mojego uwielbienia dla Niego – słowa: „Yeah, sure! If you don’t mind. If it’s not a problem for you.” Absolutnie skromny człowiek. CÓŻ, TO BYŁ NAJPIĘKNIEJSZY „PROBLEM” W MOIM ŻYCIU. Krew pulsowała mi w skroniach, ale musiałem momentalnie opanować się i skupić, potraktować ciąg dalszy jak coś codziennego… Do teraz szeroko uśmiecham się do siebie, gdy spoglądam we wsteczne lusterko swojego auta i… nadal widzę w nim twarz Steve’a zasiadającego na tylnej kanapie bynajmniej nie limuzyny dla gwiazd :))) No, nie wierzę w to co się wydarzyło!!! Ale cóż, moje auto miało w chwili zakupu rejestrację zawierającą znaki 6664U – six six six for you – a zatem to było przeznaczenie… 👿
Przy okazji chciałbym podziękować osobom, które były tego popołudnia na przechadzce po Gdańsku za naturalne, nieumówione, ale bardzo uprzejme zachowanie wobec Steve’a i ekipy. Mimo wielkiego przejęcia i jedynej w życiu okazji nikt z nas nie potraktował Ich „jak małp na wybiegu”, nikt nie biegał z aparatem jak najety, nie kręcił filmu, tylko spontanicznie pozwoliliśmy im na swobodny spacer z dyskretną asystą i objaśnieniami. Jak dla mnie – wyszło to super. Myślę, że dla nich również było to miłe doświadczenie. Steve w rewanżu obdarował mnie koszulką Us Against The World – a po koncercie dosłownie wrzucił mi w ręce swoją frotkę. Jego palec wskazujący na końcu „These Are The Hands”, przy ostatnim wersie „Do you know who you are” też pokazał na mnie, na co w głębi serca liczyłem, więc ten dzień – szczerze mówiąc – przebił w kategorii wrażeń wszystkie 5 koncertów Maiden razem wzięte, które w tym roku zaliczyłem przemierzając prawie 5000 km wokół Polski. Jednak dla mnie Maiden to był i jest zawsze na pierwszym miejscu Steve – o czym bardzo mocno się teraz przekonałem. Pozostanie niesamowite wspomnienie, satysfakcja i przeogromna dawka pozytywnych wrażeń!
M.
P.S. Pozdrowienia, Robert!