Za nami gdański koncert formacji Black Label Society w ramach trasy promującej album „Catacombs of the Black Vatican”. Czy Zakk Wylde i spółka pokazali, że nie ma dla nich konkurencji i wciąż zasługują na miano legendy?
Black Label Society to jedna z najbardziej szanowanych formacji metalowych na świecie. Jej lider, Zakk Wylde, uznawany jest za jednego z najlepszych gitarzystów na świecie. Czasem jednak po latach kariery ogień przygasa, a wykonawcy potrafią osiąść na laurach i cieszyć się ogromną popularnością jedynie dzięki mianu legendy, a nie dynamicznym koncertom i nieustannie znakomitej formie. Problem ten jednak nie dopadł Zakka i jego kolegów z zespołu, a to co się działo w gdańskiej Stoczni zasługuje na ogromny podziw i oklaski.
O koncercie Black Label Society jednak trochę później, bowiem przez zespołem zaprezentował się jeszcze jeden znakomity skład – Crowbar.
Rola supprotu zawsze jest ogromnym wyzwaniem, a tym bardziej jeśli poprzedza się koncert tak znakomitego zespołu, jakim jest Black Label Society. Panowie z Crowbar nie dali się jednak sparaliżować przez tremę i po prostu w bardzo dobrym stylu dali ognia, pokazując jak się gra rock’n’rolla. Chociaż dla części osób była to z pewnością obca ekipa, teraz jestem przekonany nadrobią zaległości i zainteresują się twórczością Amerykanów. Żywiołowe zachowanie muzyków, z charyzmatycznym wokalistą na czele i porywające do zabawy kompozycje sprawiły, że występ supportu nie był dla publiki smutnym obowiązkiem, lecz porządną dawką dobrej zabawy.
Niestety planowany wcześniej koncert Black Tusk został w ostatniej chwili odwołany. Jeden z muzyków doznał niestety kontuzji, która skutecznie uniemożliwiła mu pojawienie się na scenie gdańskiego klubu. Mamy jednak nadzieję, że szybko uda się wrócić do formy i pojawić w B90.
Około 21:15 nadszedł czas na gwóźdź programu. Właśnie o tej porze rozległy się syreny, które mogły oznaczać tylko jedno – Black Label Society rozpoczyna swój występ!
Na scenie po kolei wyłonili się muzycy, którzy bez oszczędzania, zarówno siebie, jak i publiki rozpoczęli fenomenalne show, które potwierdziło klasę tego składu i przede wszystkim wirtuozerię Zakka Wylde’a!
O tym dla jak wielu muzyków ten gitarzysta stanowi wzór i jest źródłem inspiracji nie trzeba chyba przekonywać. Koncert ten pokazał, że dzieje się tak nie bez powodu, a popisy Zakka zachwyciły wszystkich zgromadzonych w gdańskim klubie.
Podczas koncertu nie mogło zabraknąć utworów z najnowszego wydawnictwa zespołu „Catacombs of the Black Vatican”, które znakomicie sprawdzają się na żywo. Największą euforię wśród słuchaczy wzbudzały jednak starsze i bardziej znane kompozycje.
Trudno przy takiej legendzie doszukiwać się negatywów. Ten występ pokazuje, że Black Label Society nie bez powodu uznawane jest za wielu muzyków i słuchaczy za wzór, a wirtuozeria Zakka może z pewnością nie jednego gitarzystę wpędzić w poczucie winy i chęć odwieszenia „wiosła” i zajęcia się szydełkowaniem lub innym hobby. Mam jednak nadzieję, że bardziej popisy Wylde’a zachęciły do ćwiczeń i udowodniły, że ćwiczyć zawsze można, a do perfekcji jeszcze daleko.
Chociaż Zakk Wylde do najmłodszych nie należy to istne zwierzę sceniczne. Muzyk uderzał się w klatkę piersiową niczym goryl, biegał z jednego końca sceny do , grał solówki, które sprawiały wrażenie, że struny niedługo zaczną płonąć, a gdy jeden gryf nie wystarczył – pokazał się na scenie z dwugryfowym potworem! Chociaż to właśnie on stał cały czas na czele, to nie zabrakło chwili oddechu dla reszty zespołu, kiedy to Wylde zagrał około 10-minutowe solo, obchodząc całą scenę, aby każdy mógł zobaczyć kto jest tutaj mistrzem. Oczywiście nie mogło zabraknąć także momentu, w którym Wylde siadł za klawiszami, a szaleńcza atmosfera nieco opadła i wszyscy zachwycali się spokojnymi kompozycjami grupy.
Koncerty takich zespołów jak Black Label Society pokazują co to jest rock’n’roll i jak wiele energii i emocji zawartych jest w muzyce. Atmosfera była tym lepsza, że Zakk i spółka nie posiadają fanów, a oddanych wyznawców, którzy znają doskonale każdą kompozycje i historię zespołu, ludzi dla których muzyka jest czymś więcej niż tylko chwilową przyjemnością – to ich życiowy drogowskaz i największa pasja.